piątek, 22 czerwca 2007

No i cóż...

Sesja była ciężka ale zwyciężyłem!! Walczyłem do samego końca.
Czas mijał szybko i okazało się że semestr już za nami,
a tym samym zakończyła się moja przygoda w Galicji

Ciao Galicia!
Hasta la vista...

poniedziałek, 11 czerwca 2007

Strajk

W Polsce strajkują lekarze a w Vigo za strajk się wzięli pracownicy miejscowej stoczni. O samym strajku dowiedziałem się z TV i z gazet bo tak jakoś strajkowali, że na życiu miasta specjalnie się to nie odbiło, no może poza ścisłym centrum gdzie panowie dali czadu. Mam wrażenie, że są skuteczniejsi od naszych lekarzy:)
Wszystkie zdjęcia pochodzą z serwisu 20minutos

Najpierw podpalili parę kontenerów:





Następnie szturmem zdobyli urząd miasta i go zdemolowali



Mieszkańcy podeszli do tego z własciwym sobie spokojem i nie zakłuciło to zbytnio ich planów



Policja też uznała, że nie ma potrzeby interweniować



I to chyba była bardzo dobra decyzja bo nie wywołali bitwy na ulicach a strajkujący pokrzyczeli, popalili śmietniki i poszli do domu

niedziela, 27 maja 2007

Pontevedra

Pontevedra jest stolicą prowincji o tej samej nazwie. Prowincja to jest... hmm... coś jak powiat ale większe ponieważ Hiszpania jest podzielnona na 17 wspólnot autonomicznych (Comunidades Autónomas) i 2 miasta autonomiczne.
Te z kolei są podzielone na 52 prowincje. czyli wychodziłoby, że prowincja
to coś jakby nasz powiat. Ale ze względu na mniejszą liczbę mają one dużo większe rozmiary, a ponadto Hiszpania jest państwem mocno zdecentralizowanym więc też wspólnoty autonomiczne i prowincje mają większą swobodę.
Czyli mogę powiedzieć, że znajduję się w mieście Vigo, prowincji Pontevedra, wspólnota autonomiczna (Boże ale to beznadziejnie brzmi Hiszpanie mówią
po prostu autnoma) Galicja.
Na marginesie należy dodać, że wielu mieszkańcom Vigo bardzo się nie podoba, że to Pontevedra jest stolicą prowincji choć jest w sumie małym miasteczkiem i Vigo jest o wiele większe i bardziej rozwinięte. Ale cóż tak chciała historia. Koniec lania wody czas na zdjęcia:)

Rynek starego miasta







Klimatyczna starówka









A to miejscowy targ wybudowany zaraz przy starówce w podobnym stylu. Jak dla mnie połączenie sprzedaży kwiatów z owocami morza i rybami jest dość oryginalne. A zapach to już zupełnie wyjątkowy. Zdjęcia robiłem na wdechu:)







Zdjęcia te zrobiłem 3 dni przed Wielkanocą. Tak to są pomarańcze. Nie, niestety są niejadalne.



Typowo hiszpańskie podejście do bezpieczeństwa mieszkańców i jakości infrastruktury energetycznej. Kable wszędzie i licznik wiszący na kablu.



A tutaj jedyna w Galicji Plaza de toros. Niestety Corrida de toros odbywa się bodajże tylko w Lipcu, więc nie bedę miał szansy się wybrać.





Na koniec wycieczki kawa przy dobrej muzyce z lokalnymi elitami.

wtorek, 1 maja 2007

Po co się kształcić na inżyniera

Siedzę sobie w domu i tak w pewnym momencie stwierdziłem, że najwyższy czas byłoby zrobić sobie jakiś obiad. No więc udałem się do kuchni - patelnie na kuchenkę (elektryczną), palnik podkręciłem na maksa i oliwa się grzeje ja w międzyczasie sobie pokroiłem cebulkę, wrzucam na oliwę - zero reakcji. Hmmm... jeszcze sie nie zagrzała? Cóż poczekamy. W międzyczasie nastawiłem sobie wodę na makaron a cebula ciągle bez reakcji na gorącą oliwę. Podnoszę patelnię, a płyta zamiast się ładnie na czerwono świecić ciemna jak tabaka w rogu. Kręcę pokrętłami i nic. Z ciekawości sprawdzam czy sie zapali światło w piekarniku ale nie - ciemno jak u murzyna w... kieszeni.
Jako, że już kiedyś udało mi się wywalić korki po włączeniu całego sprzętu elektrycznego jaki mamy w salonie i kuchni, pomyślałem że teraz jest to samo. Idę do tablicy z korkami i już z daleka widzę że jeden jest w pozycji "off" Dumny z własnej inteligencji przełączam na "on" - w efekcie wywaliło główny przy okazji gasząc światła. Przełączyłem główny to wywaliło ten od kuchenki. Postrzelałem sobie tak nimi jeszcze parę razy i musiałem sie uznać za pokonanego. Zrobiłem sobie sandwicze bo oczywiście w gniazdkach prąd był.
Po paru godzinach wrócili moi współlokatorzy to się z Kike podzieliłem radosną nowiną. Poszedł do korków i za chwile zgasło światło:) Wrócił zagadał coś w Gallego do Juana ten poszedł do korków wrócił i włączył kuchenkę - działa!
- Jak to zrobiłeś?
- Jestem inżynierem.

Szkoda że w międzyczasie wywaliłem tę cebulkę.

A Coruña - ciąg dalszy

W dniu dzisiejszym ciąg dalszy zdjęć z wycieczki do A Coruña. Sama nazwa według legendy zapisanej w Kronikach króla Alfonsa X, znanego również jako Alfons Mądry, ma pochodzić od kobiety, która zwała się Cruña, i jako pierwsza zamieszkała te ziemie po oswobodzeniu ich z pod ucisku Tytana Geriona.

Sama A Coruña jest położona bardzo ładnie nad samym morzem i ma plaże w centrum miasta.





Ale jak to mówią, nie ma nic za darmo - miasto jest zupełnie nieosłonięte niczym od strony oceanu i wieje tam praktycznie bez przerwy. Dlatego też dużo starych domów ma oszklone galerie, które zabezpieczają mieszkania od podmuchów wiatru, ich użycie wynika również z faktu iż w przeszłości A Coruña była centrum produkcji szkła, więc było ono w mieście relatywnie tanie.



A poniżej Ratusz i rynek





I pare zdjęć ze starówki













W sumie bardzo ładne miasto w sam raz na jednodniową wycieczkę.
W następnym odcinku moja prywatna wycieczka do Pontevedry

niedziela, 22 kwietnia 2007

Torre de Hércules

Pogoda wspaniała, nic tylko leżeć do góry tyłkiem na plaży.
A ja siedzę w domu i sie ucze:/ Koniec świata. Na pociechę kolejna porcja zdjęć.
Tym razem z A Coruña. Jest to drugie tak duże jak Vigo miasto w Galicji. Jest o tyle ładniejsze od Vigo, że ma plażę w samym centrum. I jest bardziej płaskie. Co dla ubogiego studenta ma duże znaczenie jak wszędzie zasuwa piechotą.
Sama wycieczka została dla nas zorganizowana przez ORI Oficina de Relaciones Internacionales ale organizacja była dosyć niskiej jakości.
Wsadzili nas w autokary, zawieźli do A Coruña, objechaliśmy miasto wkoło. Krótki postój pod wierzą Herkulesa (o której więcej za chwilę) a potem wysadzili nas na 5 godzin na starówce. Szkoda, że starówkę można obejść niecałą w godzinę. Ale czas został spożytkowany na szukanie taniego miejsca na obiad. W sumie nie było tak źle, ale żadne cuda. No i pogoda była wybitnie galicyjska. Natomiast samo miasto bardzo ładne. Co widać na zdjęciach.

Pierwsza Wieża Herkulesa Torre de Hércules



Jak mówi legenda żył sobie w tych okolicach dość wredny Tytan co się Gerion zwał. Był okrutny i ciemiężył okoliczny lud, więc dzielny Herkules przybył
na miejsce i po zaciętej walce pokonał Tytana. Po czym urwał mu głowę a na miejscu gdzie ją zakopał postawił taką oto wieżę.



Prawda jest nieco mniej urocza - Rzymianie uznali, że jest to całkiem dobre miejsce na port i cesarz Trajan w II w.n.e postawił ją w tym miejscu by służyła za latarnie morską i punkt wczesnego ostrzegania przed zbliżającymi się celtami. Usytuowana jest całkiem nieźle bo na skale 60 metrów nad poziomem morza, a sama wieża ma 59 metrów wysokości. Ale z czasów rzymskich pozostały jedynie fundamenty, które można oglądać w podziemiach.



Natomiast jeśli chcemy zobaczyć jakie widoki oferuje wieża to musimy się trochę powspinać. Dokładnie 234 stopnie.



Warto było? Chyba tak:)







Malutka plaża z pieknym kolorem wody



Hiszpanie lubią sport



A tu już zabudowa A Corunii, w głębi wieża Kapitanatu Portu



Trochę już się za bardzo rozpisałem o jednej wieży, więc w następnym odcinku będzie reszka zdjęć i informacji o A Corunii.

środa, 11 kwietnia 2007

Reconquista de Vigo

Dzis ciag dalszy zdjec. Dnia 30.03 Vigo obchodzi swieto Rekonkwisty. Ludzie sie przebieraja, i na starym miescie organizuja sobie festyn. Mozna kupic typowe jedzenie, ciasta wino i ozdoby. Oczywiscie po cenach odpowiednio wygorowanych. Jak swieto to swieto. Ale pozatym sobie tancza na ulicach do tradycyjnej muzyki. Zarowno ci przebrani, co chyba jakos kultywuja te tradycje w jakis kolach lub organizacjach, jak rowniez zwykli przechodnie ktorzy potrafia tanczyc te tance lub przynajmniej im sie tak wydaje. Jako, ze Celtowie wywarli bardzo duzy wplyw na Galicje, to muzyka i tance troche Irlandia pachnie. A potem przyszedl deszcz (co tutaj nie jest zbyt niespodziewanym zjawiskiem) i wszyscy pospiesznie udali sie do domow.











wtorek, 10 kwietnia 2007

TADAM!

Pierwsze zdjecia!
Zeby to mialo rece i nogi bede dodawal mniej wiecej w kolejnosci powstawania opisujac przy okazji co nieco.
No i bede dodawal po trochu coby wam sie za szybko nie znudzilo:)

Dzis Santiago de Compostela
Wyladowalem sobie w tym miescie 1 lutego, po locie nad cala zachmurzona Europa a tu powitala mnie cudna pogoda. Spedzilem tam tylko 3 godziny i bylem dos wymeczony, ponadto wieksza czesc czasu spedzilem poszukujac taniego sklepu i szokujac sie cenami:) Wiec fotek za duzo nie ma. Ale jeszcze tam wroce to popstrykam nowe.

Zaczynamy:
Tak wlasnie wyglada dworzec kolejowy w Santiago. A w srodku calkiem nowoczesny. I obsluga mila, i pociagi czyste. Tyle ze spalinowe, wiec jak stoi na peronie to jazgot diesla nie jest zbyt przyjemny.






Na dzis tyle jutro kolejny odcinek:)

środa, 4 kwietnia 2007

Semana Santa

No i zastal mnie Semana Santa
Universytet zamkniety, wszyscy Hiszpanie kombinuja jakby tu sie z pracy urwac,
i korzystanie z internetu mam utrudnione. I platne:)
Ale robie zdjecia i jak tylko bede mogl to je zaprezentuje.

A pozatym mam nowy adres:D
Lipowa 1137 :):):):):)

czwartek, 22 marca 2007

Wiosna!

Nie ma to jak w Dzien Wagarowicza (Pierwszy dzien wiosny jakby ktos nie wiedzial) siedziec od 10 do 21 na uczelni. Miedzy innymi czekajac 3 godziny
na zajecia i nie mogac nawet skorzystac z neta bo osoba pilnujaca sali informatycznej (becario) se wziela i gdzies wybyla na caly dzien.
W dodatku pizdzi jak w Kieleckim a w País Basco nawet snieg pada.
Z drugiej strony fajnie obejrzec wiadomosci o katastrofie naturalnej, ktora unieruchomila polowe polnocnej hiszpanii - katastrofa miala jakies 5cm i sparalizowala caly ruch:)

No a w piatek sie szykuje fiesta a w sobote wycieczka do A Coruña. Wiec w sumie saldo jest dodatnie:)
Jak przezyje podroz to opisze wszystko ladnie.

wtorek, 20 marca 2007

Kochana Pani Profesor:)

" - Wszyscy maja wybrac sobie kraj na temat ktorego napisza prace. Minimum 25 stron, tabele i wykresy to sa zalaczniki i nie licza sie jako strony. No, i nie mozecie pisac na temat zadnego kraju ze starej 15 UE. A Ty skad jestes?
- Z Polski
- No, to Ty nie mozesz pisac na temat krajow starej 15 i Polski"

A mialo byc tak pieknie...
¡P...!

wtorek, 13 marca 2007

Zyje zyje...

żyję i nie zapomniałem.

Ktoś przed wyjazdem mi powiedział: "Erasmus? eee pól roku wakacji!"
Jak dorwę ta osobę to sie posypie pierze i poleje krew! Ja tu mam więcej roboty niż w Polsce! Musze mieć wydrukowane wykłady na wykłady bo profesor tylko leci przez slajdy dodając komentarze, również musze mieć wydrukowane case´y na wykłady oraz ćwiczenia na ćwiczenia. Dzięki bogu ze można tu drukować za darmo jak sie ma swój papier. W ogóle to organizacja uczelni jest nieco inna od naszej. Po pierwsze wykłady (Teorías) są w dużo mniejszych grupach niż u nas jak tu jest 60 osób na wykładzie to aula jest pełna po brzegi
i profesor ledwo sobie radzi. Poza tym studenci są podzieleni na cześć poranna
i wieczorna. Podział ten nie dotyczy Erasmusowcow, którzy czasem musza siedzieć na uczelni od 9 rano do 21 bo maja 2 godziny okienka miedzy zajęciami. Oprócz wykładów sa ćwiczenia (Practicas)ale te nie są co tydzień jak u nas tylko w tedy kiedy profesor uznał ze potrzebuje jeszcze ćwiczeń żeby nam dany temat przedstawić. I tak mam ćwiczenia tylko z dwóch przedmiotów 6 raz w ciągu semestru z podana data i godzina. Przez te cholerne ćwiczenia sie nastresowalem bo na początku semestru przez dwa tygodnie nie mogłem znaleźć planów ćwiczeń i bylem przekonany ze mi kolejne przepadają.
Aż mnie ktoś uspokoił stwierdzeniem " nie ma planów znaczy ze nie ma ćwiczeń". Co do treści merytorycznej to niektóre są niesamowite - siedzę z oczami jak spodki, a jak bym jeszcze wszystko rozumiał to by mi pewnie szczeka opada:) A niektóre są nudne i maja poziom liceum - żeby studenci na 5-tym roku o specjalizacji "Handel Zagraniczny" nie wiedzieli co to jest EOG
to dla mnie lekkie przegięcie.

Za to fiola tu maja na punkcie prac. Mam ich do napisania w cholerę. Oczywiście sala informatyczna jest co trochę zamknięta i nie wiem
jak ja to zrobię:/ Zaczynam myśleć nad laptopem.

A tak poza tym to sie zrobiła zajebista pogoda - i jak mam okienko to sobie siedzę nad stawikiem, opalam sie (23ºC w cieniu), i oglądam sobie dzikie konie chodzące po kampusie. Za trochę zrobię zdjęcia i wrzucę coby mi wszyscy zazdrościli:)

piątek, 16 lutego 2007

No i pierwszy tydzien zajec mamy za soba:)
Zajecia ciekawe nie powiem, tylko za duzo ich nie bylo.
A to z powodu strajku jaki rozpoczeli pracownicy administracji, w ramach strajku zablokowali uniwersytet w wtorek i czwartek. Dzieki milej pani z administracji spedzilem na uczelni we wtorek prawie 6 godzin czekajac na zajecia. A w poniedziale sie pytalem czy zajecia beda i mnie zapewnila, ze to pracownicy admnistracji strajkuja a nie profesorowie i ze budynek nie bedzie zamkniety. No wiec grzecznie przyjechalem we w wtorek na zajecia, troche wczesniej bo liczylem ze na interniecie jeszce chwile sobie posiedze. No ale sala komputerowa byla zamknieta. To jeszcze moge zrozumiec. Poczekalem na zajecia ale pan profesor sie nie pojawil. Trudno. Widac solidaryzuje sie ze strajkujacymi. Trzeba poczekac na nastepne 2 godziny no ale jako porzadny student siedze i czekam, zreszta nie tylko ja. Na nastepne profesor sie tez nie pojawil. Pani z administracji kazala nam czekac pol godziny na niego i powiedziala ze jak przyjdzie profesor to da jemu klucze od sali. Profesor nie przyszedl, ale specjalnej roznicy to nie zrobilo bo inny profesor sie pojawil ale kluczy nie dostal wiec na jedno wyszlo. I w ten oto prosty sposob stracilem caly dzien i 1,5 euro na przejazdy. W czwartek bylem juz madrzejszy i zabralem sobie gazetke zeby poczytac, ponadto podobno w czwartek strajk mial sie ograniczyc do 2 godzin. No ale jak zobaczylem ze sala komputerowa jest zamknieta a na uczelni praktycznie nikogo niema, to stwierdzilem ze poraz kolejny to ja z siebie glupka robic nie dam. I wrocilem do domku.
A tak pozatym to w planach panuje tu chaos calkowity. Osobno sa plany wykladow dla calego roku, osobno dla poszczegolnych grup, a planow cwiczen jeszcze wogole nie ma. Hiszpanskich studentow to wogole nie rusza, ale ja studiujac przedmioty z 2 roznych kieronkow na 3,4 i 5 roku to mam niezla lamiglowke. I tak juz zmieniam 2 przedmioty. Jeden mi sie pokrywa totalnie a drugi tylko czesciowo ale niestety wykladowca tego przedmiotu nie dosc, ze co drugie zdanie mowi w Gallego, to sepleni i mowi ( a raczej mamrocze) bardzo cicho, wiec nawet nie zrozumialem jak mnie poprosil zebym zapalil swiatlo.
Ale za to inne przedmioty, no to sa super:) Stwierdzam ze na naszej uczelni jest niespecjalnie wysoki poziom wsrod kadry profesorskiej. I wogole to co tu sie studiuje to zupelnie odbiega od naszych wykladow. Przyklad - na pierwszym wykladzie dostalismy do przeanalizowania taki o to sympatyczny rysuneczek. Dzieki bogu, ze po angielsku:)
Tak wiec na chwile obecna moge z czystym sumieniem strierdzic, ze mi sie tu podoba:)
Czy stan ten sie utrzyma to sie okaze.

wtorek, 6 lutego 2007

To ludzka rzecz pogadac:)

A jesli sie nie chce wydać fortuny, płacąc haracz telekomom za roaming
to trzeba pokombinować.
Oczywiscie najprostszym rozwiązaniem jest znalesć sobie mieszkanie
z telefonem i internetem, no i mieć komputer i skype. Wtedy utrzymywanie kontaktów nie będzie stanowić problemu. Lecz nie kazdy posiada komputer
a za internet tez się płaci. Z tego co zdazylem się zorientować to około 20€
na miesiac.
Trzeba kombinować dalej - jak ktos ma telefon to moze zaopatrzyć się w karty do taniego dzwonienia za granicę - cos jak polski Telegrosik. Lub umowić się
z rodzinką zeby to ona dzwonila do nas:) Druga opcja ma swoje minusy - zwykle do umawiania się trzeba uzyć smsa za granicę a to kosztuje, no i trzeba być w domu o oznaczonej godzinie.
Jesli ktos chce dzwonić jeszcze taniej, a komfort nie specjalnie się dla niego liczy to moze skorzystać z uslug 'locutorio' - jest to połączenie kafejki internetowej punktu ksero i budki telefonicznej. Zwykle to wygląda tak, ze za przepierzeniem lub w osobnym pokoiku stoi krzeslo i stoliczek a na stoliczku telefon. Mowi się przy wejsciu gdzie się bedzie dzwonic i rozmawia - koszt rozmowy nie przekracza 10 centow za minutę. Taniocha!
Natomiast korzystanie z internetu w kafejce juz nie jest takim dobrym interesem. Przyjemnosć ta kosztuje okolo 1€ za godzinę (podaję ceny dla Vigo) więc jak się chce dłuzej posiedzieć to się juz robi drogo. Wtedy nadchodzi czas by się udac na uniwersytet i skorzystać z darmowego internetu. Ale oczywiscie nie ma rózy bez kolców: na moim wydziale w sali komputerowej
na 80 stanowisk wita nas napis: No se puede usar el Messenger.
Po czym małymi literami: ni gadu-gadu y otros. Hehe nasi tu byli:]
Ale do pisania maili lub postów komputery sie nadają super, i własciwie tylko do tego bo powolne są strasznie. No i kazdy zakaz da się obejsć od czego chat który oferuje konto na gmailu:) Wystarczy ze 2 osoby się zalogują na swoje konta i juz mogą do woli rozmawiać. Wiem bo intensywnie uzywam do rozmów z pewna osóbką z Pszczyny:)

poniedziałek, 5 lutego 2007

On zyje!

Dotarlem do Vigo bez najmniejszych problemow:) Co wiecej zdazylem sie wynudzic na lotnisku we Frankfurcie:) I wprawdzie troglodyci z Wizzari´a uszkodzili mi walizke, ale za to dzieki moim umiejetnoscia negocjacyjnym nie zaplacilem ani grosza za nadbagaz w Ryanie choc mialem 3,8kg nadbagazu co daje 32euro doplaty. Tak wiec walizka sie zwrocila:) Ale mimo wszystko wole chyba Wizz bo i fotele wygodniejsze i cichszy i nie wieje od okna tak jak w Ryanie.
W Santiago sobie polazilem po miescie strzeliem pare fotek, ktore zamieszce jak tylko znajde komputer do ktorego da sie podlaczyc aparat (te uczelniane sa dosyc ubogo wyposarzone) A wogole to przezylem lekki szok jak wyladawalem a na dworze slonce i 14 stopni.
Co do Vigo to zafundowalo mi kolejne zdziwienie - widzialem je na mapach ale mapy nie oddawaly tego jakie jest duze i pofaldowane - tu prawie nie ma plaskich ulic - co daje sie we znaki Erazmusowcom, ktrzy musza oszczedzac pieniazki i latac piechty a nie wozic sie busem.
Oczywiscie miejscowa studentka co mnie miala odebrac i wogole pomoc na poczatku zachowala sie jak typowa hiszpanka - najpierw cos jej wypadlo i wysala kolezanki a kolejnego dnia spieszyla sie do pracy i tylko mnie do ORI zawiozla.
Gdyby nie pomoc rodaczek, u ktorych sie zatrzymalem na pierwsze 2 noce to bym wydal mase kasy i pewnie bym sie zgubil w Vigo. Dzieki dziewczyny!
Jezeli ktos sie tu wybiera na dluzej niech od razu sie przygotuje na spore wydatki zwiazne z komunikacja - 2 zl za sms to duzo zwlaszcza jak sie teskni do pewnej osoby i czesto pisze:)A kafejka internetowa wbrew pozorom tez za tanio nie wychodzi.

Wiecej o Vigo i o sposobach komunikacji z ojczyzna w nastepnym odcinku:)

środa, 31 stycznia 2007

Wygląda na to, iż jest to mój ostatni post z kraju nad Wisłą. Ostatnie 2 dni upłynęły pod znakiem pakowania i walki z nadwagą. Nadwagą walizki
żeby nie było wątpliwości. No i chyba przygotowania można uznać za zakończone.
Choć na pewno zapomniałem kilka ważnych rzeczy, w tej chwili jest mi to zupełnie obojętne.
A swoją drogą to rozumiem Busha i jego ekipe. Należy ścigać terrorystów
i wykańczać na miejscu! Bez sądu! Przez te ich idiotyczne próby zamachów
nie mogę na pokład wnieść nic do picia, a wszystkie kosmetyki muszę mieć w bagażu głównym. Nie żebym nie mógł się 2 godziny obejść bez kosmetyków,
ale dzięki przełożeniu ich do bagażu podręcznego zapłaciłbym nieco mniej za nadbagaż. A tak jestem co najmniej 8 euro w plecy.
Do kogo mam napisać żeby doliczyli to do kosztów wojny z terroryzmem?

Lista lista

Trochę czasu upłynęło i nagle się okazało że na 50 godz przed wyjazdem nie tylko jestem nie spakowany ale nawet nie bardzo mam pomysł co pakować. Oczywiście jak zwykle to nie moja wina - sesja, i różne przygotowania sprawiły że pakowanie walizki nie było moim priorytetem. Każdy mężczyzna przeżywa sytuację gdy doba jest za krótka i jego plany się w niej nijak nie mieszczą. Na szczęście w takich monetach do działania przystępują kobiety:)Moja najpierw zabrała mnie na zakupy - życiowy rekord - 4,5h w centrum handlowym. I przy okazji zaciągnęła mnie do sklepów do których sam z siebie nigdy w życiu bym nie wszedł. Nie będę się wgłębiał w opisy tortur jakie mi zafundowała w przymierzalni - każdy facet wie o czym mowa. No ale polowanie się udało i obładowani łupem opuściliśmy zakupową dżungle. To było w Sobotę. Natomiast dziś trzeba by sie pakować a ja od 8 do 21 byłem poza domem latając i załatwiając różne sprawy. no i znowu interweniowała lepsza połówka naszego związku - przysłała mi listę rzeczy do zabrania. Lista tak tak doskonale obrazuje stosunek kobiety do wyjazdu mężczyzny , że postanowiłem ją zamieścić.
Uwaga - wszystkie osoby o słabych nerwach proszone są o nie czytanie poniższego!!!!
LISTA DLA [cenzura] :* od ślicznotki…

Nie wiem czemu ale odkąd zdaję tą statę ta matme itd. To moja kreatywność spadla do niskiego poziomu i naprawdę źle się czuje z brakiem pomysła jak ci napisać ta listę. Zazwyczaj fajne rzeczy mi wychodzą a tu nic. Nawet pomysla na prezenta nie mam 
Ubolewam strasznie, ale piszac teraz czuje straszne zmęczenie… liczeniem… no tak! Ja od 4 tygodni dzień w dzień liczę na kalkulatorze!!!  no wiec oby ta lista ci cos przyniosła :*

KOSMETYCZKA
1. krem do opalania (musi być na pierwszym miejscu bo co ty myślałeś?? Po co ja do Ciebie przyjadę?... ;) )
2. Golarka (nie zapomnij te „ładowarki” do golarki, nie wiem jak to się nazywa )
3. żel pod prysznic ( oczywiście tylko ten mój!!)
4. mydło gdyby cos się stało z żelem…
5. waciki do uszu
6. chusteczki higieniczne ze 2 paczki (do samolotu?)
7. plastry gdyby nie daj Boże byś się skaleczył lub cos…
8. warto mieć spirytus do dezynfekcji (Tylko nie pij tego dziecko!! Nawet gdybym Cie rzucila!! ) nie no żartuje, nie rzucę Cie :* [cenzura] .
9. woda toaletowa, ale nie jakaś ładna, ładną to kupisz na mój przyjazd :P
10. żel do golenia czy tym podobny produkt
11. dezodorant (jak tam się zaczną upały to ja nie życzę sobie byś się nie popsikał bo wierze w feromony!! )
12. krem do twarzy bo tam jest inny klimat i musisz nawilżać skore by się nie wysuszyła
13. szczoteczke do zębów. Weź ta moja!! W ten sposób na co dzień spotkasz się z częścią mnie :D
14. zel do szczoteczki do zębów (skleroza, nie pamiętam jak to się nazywa!! aaaaaa!)
15. male nożyczki do paznokci
16. pilniczek, chociaż nie! wycofuje. Masz ładne dłonie, a pilniczek ja ci przywiozę na czas mojego pobytu :P wtedy go użyjesz…
To chyba wszystko jeśli chodzi o kosmetyczkę. Chociaż 16 pozycji to pewnie za mało jak dla mnie…

BUTY
1. buty na co dzień
2. cos jak będzie padać (te twoje na zimę, bo te nowe to się na taka pogodę nie nadają)
3. trampki (przydadzą ci się, mówię ci). Czy będziesz tam mieć WF?...
4. kapcie
5. sandałki hihi :] lubie Cię w gołych stópkach :]

CIUCHY (najgorsze  )
1. Coś do spania, ty sam wiesz co… a ja wolałabym bardzo szeroką pidżamę zakrywającą każdą część ciała… i tak będziesz u facetów ale ja będę spokojniejsza…
2. majtki, z 15 par… ([CENZURA]
3. skarpetki, z 15 par… ( muszą być różne kolory  żeby było weselej )
4. koszulki a la T-shirt, z 8 takich na różne okazje
5. koszule, 2 na różne okazje
6. spodnie, 3 lub 4 pary
7. dresik hihi
8. polary dwa
9. sweter
10. kurtka przeciwdeszczowa
11. rękawiczki ( bo nie wiadomo z tą zmianą klimatu wszystko może się zdarzyć…)
12. szaliczek
13. czapka
14. jakaś czapka na lato, bo jak dowali słońcem to żebyś udaru nie dostał :*
15. kąpielówki. Proponuje taki układ: weźmiesz ze sobą jakieś stare, brzydkie, no i oczywiście zakrywające jak najwięcej. A Ty mi jutro przywieziesz do Pszczyny te ładne, będzie mi tak miło… i dowiozę ci je w sam raz na sezon kąpielowy :D co ty na to?...
16. jakaś bluza, przydaje się
17. ręczniki 2 do domu i jeden na plażę

PRZYBORY DO SZKOŁY
Nie wiem za bardzo jak oni tam funkcjonują ( bo we Francji inne przybory są potrzebne niż w Polsce), ale pewne standardy trzeba zachować
1. ołówki ze 2 ( w ogóle to mam ten twój cały czas co mi dałeś na state)
2. coś do wiercenia ołówkiem bo stępiejesz bez tego ;)
3. długopisy ze 2
4. notes jakiś mały podręczny
5. notatnik
6. notesik z niezbędnym adresami, telefonami gdyby coś się złego stało
7. flamastry
8. dyktafon (na pewno się przyda, w końcu A. zabulił ciężką kasę na niego)
9. wszystkie niezbędne papiery na Sokratesa (tu już twoja głowa)
10. dokumenty tożsamości
11. karty, telefon…
12. gumka ( jeśli pomyślałeś o tej do miłości to naprawdę jesteś @!!!*&^$@)!, bo nie życzę sobie byś czegoś takiego brał!!) dobra, spokój, już …
13. kolorowe długopisy, szczególnie czerwony bo się przyda jak będziesz pisać do mnie miłosne listy…
14. słownik
15. jakąś książkę na nudy
16. swoje ładne zdjęcia…


INNE NIEZBĘDNE
1. moje zdjęcie…
2. misiu ode mnie. Ale uwaga! Ma być utrzymywany w godziwych warunkach!!
3. MÓJ ADRES!! Zapamiętaj go cholero mała…
4. Plecak, byś czuł się jak prawdziwy samiec nosząc przybory ukochanej na wycieczce :]
5. Scyzoryk, byś mógł się pochwalić chłopakom jaką masz cudowną dziewczynę, co taki prezent ci kupiła :D (nie chodzi o cenę ale o pomysł :D)
6. LATARKA żebyś zabierał mnie na nocne przechadzki na plażę (zawsze o tym marzyłam!!)
7. swój kubek lub szklanka, na pewno będzie ci przyjemniej pić ze swojego (tylko żadnych tam procentów…)
8. parę sztućcy z tych samych powodów co wyżej
9. aparat fotograficzny, jak przyjadę to zrobię inspekcję co żeś popstrykał… nie żartuje…
10. okulary do wzroku…
11. leki!! Tabletki: no-spa, aspiryna, na ból gardła/głowy, witaminki, na przeziębienia i inne
12. dużo miłości ode mnie, napełnij całe serducho tą miłością… na zapas też…

Ty wiesz ze my nigdy nad morzem razem nie byliśmy??!! Skandal!!

Nie mam już pomysłów … albo raczej mam ich jeszcze tysiące ale nie sadze bys się zmieścił w walizce…

sobota, 6 stycznia 2007

Nowy Rok i wszystko idzie do przodu

Dotarłem do strony kolei hiszpańskich i przeżyłem lekki szok. Wszyscy, bowiem twierdzą, że transport w Hiszpanii jest drogi. A tu okazało się, że za przejechanie około 120 km koleją z Santiago do Vigo zapłacę od 5.5 Euro za osobowy do 7,5 euro za pospieszny. Taniocha! Nawet w porównaniu do Polskich cen. Tak, więc całkowity koszt dostania się z Katowic do Vigo wyniesie mnie około 250zł. Cena całkiem przystępna jak za podróż na dugo koniec kontynentu.
Jako, że czas wyjazdu zbliża się wielkimi krokami trzeba dokonać ostatnich formalności. Wczoraj otwarłem sobie konto i zostało mi już tylko podpisać umowę. I tu kilka moich spostrzeżeń. Po pierwsze nie wierzcie w zapewnienia, że otwarcie konta potrwa jakieś 15 minut. Będzie to, co najmniej dwa razy dłużej. I zawsze, gdy dochodzi do konkretów okazuje się, że nie jest tak różowo jak to mówiła miła pani za pierwszym razem. Ale po kolei.
Wyjeżdżając na Sokratesa należy założyć sobie konto walutowe. W tym celu odwiedziłem chyba wszystkie banki jakie działają w Polsce. Poszukiwania przez strony internetowe są z góry skazane na niepowodzenie. Nigdzie nie ma sensownej informacji, tak więc pozostaje zwiedzanie oddziałów i rozmowy z paniami z okienka. Po zapoznaniu się z wieloma ofertami wybrałem Citibank Handlowy. Z jednej prostej przyczyny: Citibank ma odział w Vigo tak więc wypłata pieniędzy z bankomatu nie będzie mnie kosztować ani grosza. Co więcej całkowity koszt prowadzenia rachunku to 17zł na miesiąc. Wcale nie jest to kwota wysoka w przypadku kont walutowych. A żeby nam nie ubywało euro można wpłacić trochę złotówek, z których będzie pobierana opłata. Do rachunku jest za darmo karta, którą dostaniemy od razu na miejscu. Ale nie ma róży bez kolców. Gdy wypłacamy kartą z bankomatu to obciążamy rachunek w euro. Ale gdybyśmy mieli ochotę zapłacić nią w sklepie to obciążony zostanie rachunek w złotówkach. Czyli de facto, dla normalnego studenta ta karta nadaje się tylko do wypłat w bankomacie. No a jakby przypadkiem ukradli kartę, to jest się bez środków do życia aż nie przyślą nowej, bo w oddziale w Hiszpanii pieniędzy nam nie wypłacą. Czyli trzeba się dobrze trzymać za portfel:)